Do świętego Józefa
Twe życie, Józefie święty,
Przeszło w ciszy i skromności,
Lecz zdobił je niepojęty
Czar Chrystusowej piękności!
Nieraz Syn Boży z radością
Podlega rozkazom Twoim,
A Ty Go darzysz miłością
I tulisz na sercu swoim!
Jak Ty w samotności, w cieniu,
Służyć chcemy najgoręcej
Matce Bożej w uniżeniu
I Dzieciątku, ach, nic więcej!
Matka Teresa wybrana
Mówi, że zawsze do Ciebie
Szła ufna, i wspomagana
Bywała w każdej potrzebie.
Gdy skończy się ziemska droga,
Ujrzymy Cię, Opiekunie,
Z Maryją u stóp Stwórcy Boga,
W niebiańskich płomieni łunie.
A życia Twego historię,
Nieznaną śmiertelnym zgoła
I czynów Twych jasnych glorię
Uczcimy wśród Świętych koła.
Warsztat cieśli Józefa
drewno i żelazo
i światło jak przy torturach
lub egzekucji nocą
osłonięte od naszej strony
dłonią dziecka
w której już krew
świeci
Niepokój Józefa
Wszystko jest zagadkowe i niezrozumiałe,
Począwszy od owocujących drzew,
A skończywszy na dojrzewającym owocu żywota
Twojej małżonki,
Drżący Józefie, znawco drzewa.
Pragniesz uczynić to,
Co dogadza Twojej wyobraźni,
Która jest jak rozpalone wnętrze pieca.
Stoisz bezradny w środku nocy,
Jak w źrenicy zbliżającej się burzy,
I nic nie wiesz, co się dzieje
Za krawędzią Twojego ciała.
Patrzysz na synagogi, wzlatujące
Z krzykiem do nieba, i modlisz się:
„Jestem głodny twoich owoców,
Tajemnico, która się zaczynasz
W niezrozumiałych ogrodach.
Wysłuchaj modlitwy mojego głodu
I nie ukrywaj przede mną swojej twarzy.
Pokaż mi przynajmniej jej symbol
W drzewie, w kiści winogron lub w motylu,
Unoszącym się ponad kwiatami. Moje dni
Mijają jak dym.
Jestem westchnieniem uschniętej trawy,
Jestem pelikanem na pustyni i samotną sową
Wśród ruin. Jem popiół i piję łzy.
Taki jest mój pokarm, Tajemnico,
Wpadająca szeroką i znużoną deltą
Do oceanu mojej niewiedzy”.Ucisz swoje serce, Józefie. Nie bój się.
Wróć do domu, ułóż się do snu
I cierpliwie czekaj na przyjście anioła,
Który powie Ci prawdę
O owocach.
Ale pamiętaj:
Chociaż ją zrozumiesz,
Wciąż będziesz niespokojny,
Jak każdy człowiek, który jest sąsiadem Boga.
Święty Józef
Dziwną nowinę
anioł zwiastował.
Bez przerwy w sercu
tkwią jego słowa.
Józefi e! Czeka
Cię trudna droga –
być dobrym ojcem
samego Boga.
* * *
Jam Józef, cieśla z królewskiego rodu,
Dawid mym ojcem, nie zaznam głodu.
Synowi swemu imienia nie dałem,
Nie ze mnie On powstał, nie mym On jest ciałem.
Ja, Józef, najprostszą naukę Mu daję,
By życie swe dawał, choć serce się kraje,
Niech weźmie ode mnie tych słów przeznaczenie,
Wytrwaniem, Miłością pełniąc Ojca wierzenie.
Ballada o św. Józefie
Kto z was by chciał świętości poczuć wiew, W historię mą niech pilnie wsłucha się.
Bo oto już za chwilę, może dwie,
Bardzo dziwny bieg wydarzeń zacznie się.
Gdzieś niedaleko, za ścianą może tuż,
W niewielkim domu ogromny kłopot tkwi.
Bo zima idzie i świat jest siwy już,
A w piecu pusto i wiatr wieje przez drzwi.
W dłoniach staruszki powoli płynie krew,
I nie pomaga herbata ani koc.
Drży po cichutku na każdy zimna wiew.
Żyć trudno w dzień, a jeszcze trudniej w noc.
A święty Józef w kościele parafialnym
Wytęża pilnie słuch.
I słyszy słowa: – Józefie, proszę, pomóż,
Bo ujdzie ze mnie duch.
Kłania się grzecznie Maryi, Jezusowi,
Przeprasza, musi iść.
Schodzi z ołtarza, gipsową ręką cicho
Uchyla wielkie drzwi.
I rano – cud, bo z pieca bucha żar.
I zgrabnie ktoś też pouszczelniał drzwi.
Dwie srebrne łzy dziękują za ten dar:
– Ach, to za dużo, jak się odpłacę, czym?
Dziesiątki oczu zmrużonych szpera tam.
– Kto ci to zrobił, no i za jaki trzos?
– To on, mój patron z niebieskich przybył bram.
I śmieją się – taki biedaka los.
I odtąd już każdego ranka był
Mały węzełek gałązek, chrustu, mchu.
I choć czuwała, to jednak tak się krył,
Że tylko ślady na śniegu tam i tu.
Aż w niedzielę w kościele parafialnym
Zgorszenia przebiegł szmer,
Bo święty Józef, dotychczas taki ładny,
Miał jakiś brud i czerń.
Gipsowe stopy poobijane całe,
Gorszyły bardzo ich.
Więc uradzili, że już im nie pasuje.
Wynieśli go na strych.
Odbył się pogrzeb bez pieśni i bez łez.
I stary gawron straż honorową wziął.
Tak doszła po wędrówki ziemskiej kres.
Pan białą kołdrą ze śniegu przykrył ją.
A w niebie święty Piotr otwiera bramy
Jak tylko daje się.
A chór aniołów ustawia się w szeregu
I już dostraja śpiew
A kiedy wchodzi, dłonie na piersi splata,
Anielski słysząc ton.
A święty Józef uśmiecha się i mówi:
– Pokażę ci twój dom.
Święty Józefie wśród blasku
Kiedy niepokój lękiem Cię trwoży
o sławę Maryi Panny.
„Z Ducha Świętego poczęła” – powie
Anioł od Boga posłany.
W noc betlejemską długo, stroskany,
szukasz dla Matki schronienia,
gdzie by Pan niebios przyszedł na ziemię
przez ludzkie Swe Narodzenie.
Przez żar pustyni i chłodne noce –
aż do Egiptu uchodzisz,
aby przed zbrodnią Heroda ustrzec
Zbawcę, co nam się narodził.
Święty od Milczenia
Ukochałeś ciszę
W niej ukryła się Tajemnica
Której strzegłeś
Jak bogacze strzegą
Pieniędzy ukrytych
W niedostępnych
PiwnicachW codziennym zamyśleniu
Kształtując rzeczy
Z kawałków drewna
Powtarzałeś słowa
Szema Izrael
Nieustanny
Refren miłosnej
PieśniPatrzyłeś na Twarz
I widziałeś w Niej
Rysy samego Boga
Niewidzialny Uśmiech
MiłosierdziaJego Ojciec
W ten sposób
Dziękował Ci
Za opiekęIm więcej widziałeś
Tym głębiej milczałeś
Szczęśliwy Józefie
Na zawsze już
Święty od Milczenia
Patrząc na obraz św. Józefa Patrona Krakowa
Zstępuje z Wysokości
Nienazwanej
Świetlisty DuchOświeca Blaskiem
Dziecko i Tego co
Trzyma Je w swych
DłoniachŚwiatłość przenika
Twarz JózefaJest niegasnącym
Płomieniem
ObecnościTego Który Jest
Cieśla
Dotykam stołu który
wystrugały Twoje ręceJego gładka powierzchnia
jest jak alfabet łagodnościPismo delikatnego światła
płonącego w TobieJózefie